środa, 13 listopada 2013

rozdział 3 - Widzę...

Poczułam jak dostaję czymś dosyć miękkim po twarzy. Zrezygnowana otworzyłam
jak od niechcenia, oczy i ujrzałam jak Jared okłada mnie poduszką. Jeszcze nie
byłam wybudzona, a zdziwił mnie fakt, bym mogła mu wykrzyczeć:
- Człowieku!? Ty wiesz która jest godzina!? - W prawdzie nie miałam zielonego
pojęcia, która jest, ale on tego nie wiedział.
- Jest już prawie 11.00, a mamy iść dzisiaj do tego sąsiada. Nie budziłbym
cie teraz, ale mama nalegała.
- Przemówił Jared zabierając ode mnie poduszkę i rzucając ją w kąt łóżka.
Sądząc po jego minie, wyglądzie i stroju też dopiero co się obudził.
Nie zadając więcej pytań, posłusznie wstałam z łóżka i zaczęłam się
zajmować sobą. Po kilkunastu minutach byłam już na śniadaniu.
Stół, aż uginał się od jedzenia.
- Cześć ciocia !
Zawołałam do ciotki Megan już u progu, po czym usiadłam
na wolnym krześle. Spojrzałam badawczo na domowników, którzy chyba
nie zwrócili większej uwagi na moją obecność. Przeżuwając grzankę z
masłem bacznie obserwowałam Jareda, który niezdarnie smarował
kromkę chleba dżemem truskawkowym.
- Paralityk...
Rzuciłam krótko podśmiewając się z brata ciotecznego.
Ten nie zwrócił uwagi na moją wypowiedź, pochłonięty tworzeniem
sobie kanapki. Chciałam ten widok po raz kolejny skomentować, ale
ugryzłam się w język. Zerknęłam na ciocię, która właśnie przeglądała dzisiejszą
prasę i popijała kawę. W końcu przerwała tą ciszę i przemówiła :
- Jak dziś pójdziemy do tego nowego sąsiada, mam nadzieję, że nie narobicie mi
wstydu. I ubierzcie się normalnie. A to ostatnie zdanie kieruję głównie do
ciebie, synu.
Jared popatrzył wymownie na swoją matkę, z grymasem na twarzy.
Zaśmiałam się pod nosem, co nie spodobało się bratu, gdyż kopną
mnie pod stołem w nogę, co mnie jeszcze bardziej rozbawiło.
              Po śniadaniu skierowałam się do łazienki by umyć zęby.
Odkręciłam kurki, po czym z kranu poleciał strumień letniej wody. Raz dwa i
już moje zęby były białe jak śnieg.. no dobra, złe porównanie.
Weszłam do swojego pokoju i teraz dopiero sobie uświadomiłam, że nie odsłoniłam
okna. Szarpnęłam za zasłonę i do pomieszczenia wpadły promienie słońca.
Od razu było jaśniej. Nie wiedziałam co za bardzo ze sobą zrobić, więc sięgnęłam
po swój telefon i wyszukałam numer Suzi. Po chwili nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Cisza, znów cisza. W końcu usłyszałam głos dziewczyny:
- Halo, słucham?
- Cześć, z tej strony ja, znaczy Inez. Co teraz robisz? Może się spotkamy?- zaproponowałam
- W sumie to nic takiego nie robię i sądzę, że mam czas. W takim razie gdzie?
- Może u mnie? Co ty na to?
- Chwilę musiałam poczekać na odpowiedź. Najwidoczniej Suzi zastanawiała się
nad moim pomysłem, po chwili się odezwała:
- Tak, jasne. To za chwilkę bym była. Tylko mogłabyś mi powtórzyć adres?
- Riven Street 15 - wybełkotałam, po czym się rozłączyłam.
W ostatniej chwili przypomniałam sobie o panującym w moim pokoju nieładzie,
co było do mnie nie podobne. Zazwyczaj utrzymywałam porządek.
Szybko schowałam porozrzucane ubrania na swoje miejsce, a piramidę książek
z powrotem poustawiałam na półkach. W następnej kolejności włożyłam pościel do łóżka,
a następnie wyszłam z pokoju i pobiegłam do kuchni. Bez słowa sięgnęłam do szafki nad zlewem,
 w której ciocia trzymała różne słodycze. Wyjęłam ciasteczka czekoladowe i paczkę herbatników.
Z lodówki wzięłam sok pomarańczowy, a z suszarki szklanki. Na okupowaniu kuchni przyłapał mnie
Jared, patrząc na mnie z zaciekawieniem. Po chwili ciszy odezwała się w końcu:
- A podobno to ja jestem obżarciuchem?
- Bardzo śmieszne. Przychodzi do mnie koleżanka - odpowiedziałam
- Tak? A ty masz tu jakieś koleżanki? - Jared nie krył zdziwienia patrząc na mnie
tępo i marszcząc czoło.
- Jak widać mam. To nie twój interes.
- Ale podobno mieliśmy iść do tego sąsiada?
- O to się nie martw. Suzi nie będzie tu tyle siedziała. Z resztą nie twoja sprawa.
Już chciałam wychodzić z kuchni, kiedy Jared złapał mnie za nadgarstek, mówiąc:
- Suzi?
- Nie, Papa Smerpfh - odpowiedziałam uszczypliwie, wyrywając się z uścisku jego
dłoni, po czym skierowałam się na schody. W rekach taszczyłam słodycze,
mając nadzieję, że po drodze nie napotkam cioci. Wróciłam do swojego pokoju,
a przysmaki oraz szklanki postawiłam na biurku. Już chciałam otworzyć paczkę
ciasteczek, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi wejściowych.
- To na pewno już przyszła Suzi - pomyślałam i szybko pobiegłam otworzyć,
ale Jared był szybszy. Ujrzałam jak stoi w progu wraz z moją koleżanką.
Szybkim krokiem podeszłam do nich, dając bratu do zrozumienia by
przepuścił Suzi. Ten odsunął się o kilka kroków, a ja zamknęłam drzwi.
- Cześć, starałam się jak najszybciej przyjść.
Przemówiła dziewczyna, wchodząc bardziej w korytarz.
- Przyszłaś w sam raz. To jest mój brat cioteczny Jared - odpowiedziałam
i machnęłam ręką w stonę brata, który blado się uśmiechnął. Wskazałam
Suzi drogę do schodów po czym odezwałam się do Jareda:
- A gdzie jest ciocia?
- W ogrodzie coś tam robi. A co? - wydusił z siebie brat patrząc na mnie
pytająco i ze zdziwieniem. Ja tylko wzruszyłam ramionami i poszłam
do siebie, gdzie już była Suzi.
- Pokój duży nie jest, ale podobno jak się nie ma to się lubi to co
się ma. Rozgość się - powiedziałam, kiedy koleżanka usiadła
na brzegu łóżka, rozglądając się.
- Napijesz się soku pomrańczowego? Mam nadzieję, że lubisz?
Poraz kolejny się odezwałam, a Suzi pokiwała głową.
Wydawała mi się bardzo małomówna tego dnia. Podałam
jej szklankę z sokiem, a następnie sama też usiadłam na łóżku. Wydawało
mi się, że dziewczyna dosyć dziwnie się zachowywała. Zastanawiałam
się o co chodziło, w końcu spytałam:
- Ej, co jest? Mi możesz powiedzieć? Spokojnie, nikomu nie powiem,
a nawet nie mam za bardzo komu. To co cię gryzie?
- Na te ostatnie słowo Suzi wzdrygnęła się co dla mnie wydało się najbardziej
dziwne, bacznie ją obserwowałam. Dziewczyna ściskała w dłoni szklankę
tak mocno, jakby chciała ją zgnieść. Po dłużej chwili ciszy usłyszałam odpowiedź,
no.. nie zupełnie :
- Wy mieszkacie koło tego Shannona?
- Tak, ale przyznam, że mnie zdziwiłaś tym pytaniem. Znasz go? - odpowiedziałam
marszcząc brwi spoglądając na nią.
- Tak, znam go.. niestety. Może wyda ci się to durne, dziwne lub całkowicie pozbawione
jakiegokolwiek sensu, ale.. uważaj na niego. Nie ryzykowałabym.
- Jak to? Wytłumacz mi bo nic z tego nie rozumiem? Dlaczego mam się od niego
z daleka trzymać? To bardzo miły człowiek.
- Nie sądzę, czy on taki fajny jest. Shannon jest strasznie tajemniczy, czasami nawet
bardzo dziwny. Taki, jak to ująć?.. podejrzany. Nie lubię tego typa. Przyznam się,
że kiedyś jak wracałam  w nocy do domu, widziałam go. Niósł coś ciężkiego,
o ile nie mylę się była to jakaś skrzynia? Widać, że była ciężka bo nie mógł jej unieść,
jeżeli ciągnął ją po ziemi. Później wrzucił ją do bagażnika samochodu i odjechał.
Kto normalny takie rzeczy robi? To nie jest dziwne? Typ mnie widział, patrzył na
mnie takim wzrokiem, aż się przestraszyłam. Natychmiast uciekłam.
Wysłuchałam Suzi uważnie. Od razu nasunął mi się podobny widok z Shannonem
w roli głównej. Kiedy to widziałam przez okno jak w nocy dźwigał do samochodu
jakiś ogromny, czarny i ciężki worek.
- Ja widziałam podobną sytuację, z tym, że przez okno i to nie była skrzynia,
ale worek - odpowiedziałam po chwili namysłu, kiedy Suzi patrzyła na mnie z ciekawością.
- Jak sądzisz? Co miał w tym worze?
- Nie mam pojęcia? Coś mu zarzucasz?
- Nie wiem? Może...?
- To jest porządny człowiek. Głupoty gadasz. 
- Ja się boję koło jego domu przechodzić. Moja mama jest tego samego zdania co ty.
Ja uważam, że coś jest z nim nie tak.
- W tym momencie drzwi mojego pokoju z hukiem się otworzyły. Ja aż podskoczyłam,
Suzi też. Do pokoju wszedł jakby nigdy nic Jared z głupkowatym uśmieszkiem.
Zamknął za sobą drzwi, w końcu spytał:
- O czym gadacie?
- A co cie to obchodzi? Precz z mojego pokoju! - opowiedziałam rozzłoszczona
- Mówimy o Shannonie - wtrąciła Suzi, po czym wzięła łyk soku. Jared zbystrzał
się na imię sąsiada, po czym przycupną na krześle, które stało przy biurku.
- Masz tu zamiar z nami siedzieć? Ciebie w planach nie miałam - powiedziałam do
brata uszczypliwie, rzucając mu wrogie spojrzenie.
- Tak, będę tu przesiadywał. Ale o co chodzi z tym typem? - przemówił Jared
- Ja twierdzę, że jest podejrzany i dziwny, a Inez nie przyjmuje tego do wiadomości.
Moim zdaniem jest coś z nim nie tak - odezwała się Suzi
- Jestem tego samego zdania. Ale Inez i moja mama są ślepe i uważają go
kurwa prawie za boga!
W tym momencie miałam ochotę podejść do mojego brata i go strzelić
ręką w głowę, ale od tego pomysłu powstrzymała mnie ciocia, która
wtargnęła do pokoju, mówiąc:
- Niedługo idziemy do Pana Shannona więc się szykujcie.
- Co to jest!? Jakiś spotkanie towarzyskie czy jak? Wyjdźcie mi stąd! - krzyknęłam
wyganiając z pokoju nieproszonych gości.
- Ja już muszę chyba iść. Po za tym macie się podobno zbierać do Shannona, więc
idę. Ale pamiętaj by na niego uważać. Wiem co mówię!
- Przemówiła nieco zaskoczona Suzi, wstając z łóżka i kierując się w stronę drzwi.
- Już idziesz? Ja przepraszam za nich - powiedziałam idąc za koleżanką
- Nic nie szkodzi. Tylko pamiętaj o tym co ci mówiłam.
Za nim się obejrzałam Suzi już wyszła z domu. Zamknęłam za nią drzwi, machając jej
ręką na pożegnanie. Skierowałam się do kuchni, gdzie siedziała reszta rodziny.
Rzuciłam im oskarżycielskie spojrzenie, po czym ciocia przemówiła :
- To już chyba możemy wychodzić?
- Jared westchnął ciężko. Widać było, że nie był zachwycony tą nowiną. Ciocia jeszcze
chwilę pokręciła się po kuchni, po czym mnie i Jaredowi nakazała wyjść już z domu.
Posłusznie poczłapałam w stronę drzwi i wyszłam z domu, a brat za mną.
Spojrzałam na niego, a jego mimika twarzy przedstawiała grymas. Zaraz potem przyszła
ciotka i razem poszliśmy do Shannona.
Nacisnęłam na dzwonek przy drzwiach wejściowych.
Po chwili otworzyły się, a stanął w nich sąsiad i wpuścił nas do środka.
- Moi znajomi nie mogli wpaść niestety. Ponoć nie mieli czasu i wiele innych planów.
Przemówił gospodarz, prowadząc nas do salonu. Dom był dosyć ładny i w miarę zadbany.
Zdziwiłam się, że facet ma porządek w domu, zdecydowanie Shannon był wyjątkiem.
Stół był już nakryty i stały na nim pachnące pyszności.
- Zapraszam do stołu - powiedział mężczyzna.
Usiadłam na jednym z krzeseł, po czym poprawiłam niezdarnie swoją czarną bluzkę z
logo zespołu Nirvana. Ciocia była przejęta rozmową z Shannonem, więc nie chciałam się
im wtrącać. Obok mnie na wolnym krześle opadł Jared. Też nic nie mówił.
- Dobrej muzyki słuchasz, widzę - odezwał się do mnie sąsiad pokazując na moją bluzkę ręką.
Od razu zorientowałam się, że chodziło mu o Nirvanę.
- Dzięki. Mają dobrą muzykę, za to im chwała - odpowiedziałam obojętnie i wzruszyłam
ramionami. Przypomniałam sobie to co mówiła mi Suzi. Jak taki równy facet jak
Shannon mógłby być złym człowiekiem. Jared najwyraźniej trzymał jej stronę. Nie
rozumiałam w dalszym ciągu ich zarzutów.
- Tak, są rewelacyjni - znów do mnie zagadał, patrząc z uśmiechem przylepionym do twarzy.
- Racja. Tylko szkoda, że tak tragicznie zakończyła się ich działalność - odpowiedziałam zrezygnowanym głosem.
- Aha, rozumiem..
 Pokiwałam głową, po czym nałożyłam na swój talerz ziemniaki. W tym momencie usłyszałam 
jak Jared szepcze mi do ucha :
- Nie wydaje ci się dziwny? Podobno mieli być tu jego znajomi itd. a tu lipa.
To nie jest podejrzane?
- Padło ci na łeb? - odchrząknęłam mu cicho, patrząc, czy Sahnnon nie słucha przypadkiem
naszej wymiany zdań. Nie, raczej nie.. był zafascynowany tym jak ciocia opowiadała
mu o swojej pracy. Pierwszy raz widziałam kogoś kto by chętnie słuchał niezwykłych
opowieści ciotki. Chyba, że bardzo dobrze udawał, że jej słucha.
Jadłam w milczeniu swój posiłek co jakiś czas spoglądając na moich towarzyszy,
odgarniając pasma włosów, wchodzących mi do oczu. Po skończeniu jedzenia
napiłam się herbaty, która zdążyła mi wystygnąć. Z czego zauważyłam nie tylko
ja już zjadłam. Najwidoczniej przyszła pora na deser, gdyż zanim się obejrzałam
na stole stało już bardzo apetyczne ciasto. Ciocia położyła mi na talerzyku kawałek,
a obok łyżeczkę. Skosztowałam pyszności i oblizałam się ze smakiem.
Po całym posiłku Shannon zaprosił nas na ogród. Przyznam, że był bardzo ładny
i zadbany. Wzdłuż białego płotu odgradzającego nasze podwórko od jego, rosły czerwone
róże, których zapach było już czuć na odległość. Przycupnęłam na jednym z drewnianych
leżaków, patrząc jak sąsiad opowiada coś cioci. Jared gdzieś tam się plątał, niby oglądając
kwiaty, ale moim zdaniem udawał. Wiedział, że to zauważyłam, za dobrze go znałam.
Podszedł do mnie i usiadł na ramieniu leżaka, na którym właśnie przesiadywałam.
- I co? Nadal uważasz, że jest taki zły ten Shannon? - spytałam go patrząc na niego,
będąc ciekawa jego odpowiedzi. Już po jego minie rozpoznałam, że nie zmienił zdania
na jego temat.
- Uważam to samo co dotychczas. Nie podoba mi się w dalszym ciągu ten typ.
Ani troszkę. Ale mama jest nim zachwycona - wybełkotał Jared.
- Jesteś okropny. Tylko byś krytykował ...
- Oj tam, oj tam.. znam się na ludziach. Coś mi w nim nie pasuje.
- Od samego początku się go czepiasz? On jest miły, sympatyczny i wydaje się, że nawet
się podoba cioci.
- Wypluj te ostatnie słowa! Nie mów tak nawet! Niech ona się w takie rzeczy nie pakuje, a
zwłaszcza z nim.
- Czemu?
- Nie pytaj głupio bo i tak znasz moją odpowiedź na to pytanie.
 Westchnęłam ciężko i przewróciłam oczami. Kiedy jednak chciałam coś znów powiedzieć,
poczułam potrzebę biologiczną, potrzebę pójścia do toalety. Zerwałam się z leżaka jak
poparzona, na co Jared się zdziwił. Podeszłam do dyskutujących cioci wraz z Shannonem i
spytałam:
- Gdzie jest toaleta?
Shannon wytłumaczył mi gdzie powinnam się skierować. Pokiwałam głową i ruszyłam
według jego wskazówek. Gdy tylko zniknęłam mu z oczu pobiegłam jak najszybciej w
poszukiwaniu toalety. Znalazłam.
Kiedy już byłam ręce spojrzałam w lustro, które wisiało nad umywalką. Wyglądałam okropnie
wedle mojego zdania. Poprawiłam włosy, ale nic to za wiele nie dało. Zrezygnowana wyszłam
z toalety, zamykając za sobą drzwi. Szłam korytarzem rozglądając się. Moją uwagę przykuły
drzwi, który były pół otwarte. Reszta była pozamykana. Podeszłam do
nich, by je zamknąć, ale coś wpadło mi w oczy. Zrobiłam krok do przodu patrząc co się znajduje
w pokoju. Na ścianach wisiała masa obrazów, rysunków, na podłodze walały się farby,
pędzle i jakieś gazety. Również stała sztaluga do malowania. Wszystko było by w porządku,
gdyby nie fakt, że te obrazy, rysunki były drastyczne. Niektóre przedstawiały
zmarłych ludzi, o przerażających wyrazach twarzy. Inne zaś pokazywały jakieś
części ciała jakby poucinane od reszty organizmu. Było też wiele innych tematyk, których
nie sposób było by mi opisać, inne zwykłymi plamami, kreskami.
Tak stojąc bez ruchu i patrząc na arcydzieła, poczułam jak ktoś mnie szturchną lekko
w plecy. Przerażona, aż podskoczyłam, przy tym z paniki, ledwo powstrzymując się od krzyku.
Natychmiast się odwróciłam i ujrzałam Jareda śmiejącego się ze mnie. Miał niezły ubaw.
- Chciałeś bym ataku serca dostała!? Co ty tu robisz!? - wydusiłam z siebie, z trudem łapiąc
oddech. Brat narobił mi niezłego stracha.
- Przesadzasz. Szukałem cie, bo zniknęłaś bez słowa. Ładnie to tak wchodzić wszędzie
u kogoś w domu? - dodał kąśliwie Jared, ale po chwili jego wesoła mina zrzedła, gdy ujrzał
malowidła. Tak samo jak ja był nieco zaskoczony.
- Co to jest? - zaraz dodał
- Wygląda na to, że ma takie hobby, abstrakcyjnego malowania? - odpowiedziałam, tłumacząc
Shannona, chociaż sama nie byłam pewna tego co mówiłam.
- Aha, już to widzę. Suzi się nie myliła. Powinniśmy się trzymać od niego z daleka.
- Przesadzasz i tyle. Każdy artysta coś chce przekazać przez swoją pracę. Lepiej stąd chodźmy,
 bo zaraz ktoś nas przyłapie.
Zrobiłam kilka kroków w tył i ruszyłam w stronę salonu. Jared zamknął drzwi i ruszył za mną.
Nie dopuszczałam do myśli tego, że Shannon był dziwny, czy niebezpieczny. To
wszystko mi się ze sobą nie kleiło. Znalazłam salon i wyszłam na ogród, gdzie ciocia
wciąż rozmawiała z gospodarzem domu. Chyba im się dobrze gawędziło. Usiadłam znów
na ten sam leżak bacznie obserwując ciotkę.
- Ehe, coś jest na rzeczy - pomyślałem lekko kiwając głową. Jared dobrze wiedział o czym
myślę, miał co do tego swoje obawy. Jedyne o czym marzyłam na aktualną chwilę to było
to, bym wróciła do domu. Ale musiałam jeszcze trochę poczekać, by moje pragnienie
się spełniło. 
               Kiedy już wychodziliśmy, był już wieczór. Ciocia miała zdecydowanie świetny humor,
w przeciwieństwie do Jareda, który wciąż nie darzył Shannona sympatią. Było to ewidentnie widać.
- Miło mi było was gościć.
Przemówił mężczyzna, gdy już staliśmy po za furtką.
- Obiad był pyszny i miło nam było.
Odpowiedziała ciocia stąpając z nogi na nogę, jakby była onieśmielona,
co najwidoczniej rozśmieszyło Jareda, który śmiał się w myślach ze swojej matki. Wyszliśmy na
ulicę i już zaraz znaleźliśmy się u siebie na podwórku, po czym pobiegłam otworzyć drzwi z klucza.
Bieganie dla mnie po zjedzeniu, tylu pysznych kalorii było dosyć trudne, ale trzeba było je stracić w
najbliższym czasie. Weszłam do środka, a klucze rzuciłam na szafkę, stojącą na przedpokoju.
- I jak tam wrażenie? Miły człowiek, nieprawdaż? 
Spytała ciocia, zaraz wchodząc za mną do domu.
- Taaa, przesympatyczny - Powiedział ironicznie Jared, ale ciotka puściła jego odpowiedź mimo uszu.
Tylko pokręciłam głową i poszłam w stronę schodów na górę. Wspięłam się po nich co nie było byle
wyczynem (jak dla mnie na moją aktualną chwilę). Weszłam do swojego pokoju, po czym szybkim
ruchem rzuciłam się na łóżko. Westchnęłam ciężko, kiedy nagle poczułam jak coś mnie kuje w plecy.
Ręką po omacku zaczęłam patrzeć na czym leżę. Wyjęłam spod siebie nie zamknięty flamaster.
- Nie no! Super! Bluzkę sobie umazałam! 
Burknęłam pod nosem siadając i patrząc gdzie moje ubranie
zostało pomazane. Kiedy już wstałam, by popędzić do łazienki, żeby zaprać w odpowiednim miejscu bluzkę,
zerknęłam ukradkiem oka w stronę okna balkonowego. Podeszłam bliżej zupełnie zapominając o mojej koszulce. Wyjrzałam i zobaczyłam jak na przeciwko, w domu Shannona, w oknie coś miga czy świeci. Skojarzyło mi się to z fleszem od aparatu. Zamrugałam oczami parę razy, po czym znów spojrzałam. Nic już nie błyskało.
- Chyba mi się wydawało - pomyślałam i obojętnie wzruszyłam ramionami i wyszłam do łazienki.

poniedziałek, 4 listopada 2013

rozdział 2 - Zaproszenie

Nie wspomniałam wcześniej, że cała historia już jakiś czas temu została napisana, ale nie do końca. W sumie niedawno podjęłam decyzję stworzenia tego bloga. Stwierdziłam, że mogę się tym podzielić z innymi. Mam już trochę rozdziałów z wyprzedzeniem, ale i tak są jakieś poprawki. 
To jest już druga notka. Wiem, że ogólnie te początkowe 2 lub 3 notki mogą być nieco monotonne, czy cośw ten deseń, ale wprowadzenie musi być. To chyba tyle.
A! Jakby ktoś rozkminiał (wtajemniczeni), skąd połączenie w tej historii dwóch imion: Jared i Shannon... należę do Echelonu i tak wyobraziłam sobie te postaci :) 

Tosia.


****

Obudził mnie blask słońca, który wdarł się do mojego pokoju.
Przetarłam zmęczone oczy. Ziewnęłam i poczułam jak coś mi świeci w zewnętrzną stronę powiek. To nie było już słońce. Zauważyłam, że miałam wciąż włączoną lampkę. Wyciągnęłam rękę i sięgnęłam do przycisku, po czym ją wyłączyłam.
- Od razu lepiej
Pomyślałam i usiadłam. Wyciągnęłam się i już chciałam schodzić z
łóżka .. ale? gdzie były moje kapcie? Rozejrzałam się po pokoju i zajrzałam pod łóżko.
- Mam! Tu są!
Powiedziałam pod nosem sięgając ręką po miękkie kapcie na wizerunek
królików. Zraz je założyłam na nogi. Po raz ostatni się wyciągnęłam
i wyszłam z pokoju. Tuż obok była łazienka. Otworzyłam drzwi i ciągnąc
niechętnie nogi za sobą, weszłam do pomieszczenia. Było tu zdecydowanie
zimniej niż w całym domu. Podeszłam do umywalki i odkręciłam kurek. Polał się strumień
zimnej wody. Kilka razy chlapnęłam sobie nią w twarz.
Po kilku minutach wyszłam z łazienki i zbiegłam po schodach. Już na
korytarzu poczułam zapach grzanek, które wręcz uwielbiałam. Weszłam do
kuchni. Tam przy stole siedział Jared, a ciocia Megan latała jak
opętana, wciąż czegoś szukając. Domyśliłam się, że zaraz miała
wychodzić do pracy. Ubrana była w swoją ulubioną czerwoną sukienkę biurową i eleganckie
czarne buty na wysokim obcasie, które najchętniej bym sobie przywłaszczyła.
- Witam państwa! Która godzina?
- Zawołałam do nich, ziewając i siadając na krześle. Jared przeżuwając
grzankę , spojrzał na mnie z nad gazety, którą właśnie czytał.
- Jakoś po 9.20? Aż dziwne , że tak wcześnie wstałaś ?
- Odpowiedział mi chłopak biorąc łyk herbaty cytrynowej. Sama sobie
się dziwiłam, że o takim nieludzkim świecie udało mi się podnieść z łóżka. Było to dosyć rzadko u mnie spotykane, gdyż normalnie spałam do godziny 14.00 lub 13.00 jeśli ktoś
mnie obudził. Bez słowa sięgnęłam po grzankę , która leżała na
pobliskim talerzu. Następnie posmarowałam ją dżemem.
- Ja już wychodzę! Do godziny 18, powinnam być.
Zawołała ciocia Megan wybiegając z domu. No i tyle ją widzieliśmy.
Ona była ciągle w biegu. W ciszy jadłam śniadanie. Kątem oka
spojrzałam na gazetę, którą czytał Jared. O ile się nie myliłam to była miejscowa
prasa, czarno-biała. Wzięłam łyk herbaty.
- Jakie masz na dzisiaj plany?
W końcu odezwał się zrezygnowany Jared odkładajac gazetę na bok .
Popatrzył na mnie z ciekawością w oczach.
- Jeszcze nie wiem? - wzruszyłam ramionami i poturlałam oczami po suficie - pewnie posiedze pół dnia w ogrodzie. A jak z twoimi planami?
Jared przez chwilę milczał zastanawiając się co ma mi odpowiedzieć.
Zmarszczył brwi.
- Pewnie to samo co ty. Nikogo tu nie znam wiec na jedno wychodzi.
Chyba że.. - urwał , a ja uwaznie mu się przyglądałam - to może
pójdziemy gdzieś? Może do kina czy coś?
- Czy ja wiem? Wolę jednak posiedzieć w domu. Dzięki, ale nie. Może
jutro? Jak na razie chcę się oswoić z nowym miejscem.
- Ok, nie nalegam. Jak wolisz.
- Wymownie na mnie popatrzył jakby oczekiwał, że coś jeszcze dodam,
ale ja się ani słowem nie odezwałam. Rzuciłam mu tylko obojętne
spojrzenie i zaczęłam dalej jeść. Tak na prawdę nie miałam pomysłów na
ten dzień. Za bardzo nie wiedziałam co robić, ale musiałam coś
ściemnić Jaredowi by nie uznał, że mi się nudzi. Do kina ochoty iść
nie miałam, przynajmniej z nim. Zaraz by wybrał jakiś film, na którym
się wynudzę i nic ciekawego w nim dla siebie nie znajdę. Zawsze tak
było. Dlatego też odmówiłam mu, bo nie sądzę, żeby w tym temacie się
cokolwiek zmieniło. Wzięłam kolejną grzankę .
                          Po śniadaniu poszłam na górę już z
zapełnionym żołądkiem. Czułam , że się najadłam na co najmniej cztery
godziny. Już chwilę później byłam w swoim pokoju. Przebrałam się w to, co miałam
pod ręką - szorty i top. To wystarczało mi w zupełności. Z półki
nocnej wzięłam książkę i komórkę. Jeszcze tylko kilka razy się rozejrzałam na
wypadek, gdybym coś jeszcze chciała zabrać. Nie, już wszystko co
było mi potrzebne miałam. Poszłam z powrotem na dół, a nastepnie
skierowałam się w kierunku salonu, z którego wyszłam na taras. Był
dosyć duży. Stało tam kilka krzesełek, piękny drewniany stół, a nieopodal był
hamak. Jakby od niechcenia zeszłam z tarasu po niewielkich stopniach.
Poczułam jak moje stopy łaskocze zieloniutka trawa. Poszłam dalej w stronę płotu, gdzie
spokojnie na leżaku wylegiwał się już Jared. Po dłuższej chwili
przygladania mu się zobaczyłam jak gra na swoim PSP. Był już chyba od tego uzależniony.
Przeszłam koło niego nic nie mówiąc i opadłam na drugi leżak. Wygodnie
się na nim rozłożyłam. Otworzyłam książkę na odpowiedniej stronie i już
zaczynałam czytać kiedy poczułam jak słońce razi mnie w oczy.
- Mogłam wziąć okulary przeciwsłoneczne - pomyślałam próbując doczytać
do końca zdanie. Kiedy już nadchodziłam do kolejnej linijki tekstu
poczułam jak ktoś oblepia mnie wzrokiem. Zerknęłam w stronę Jareda, ale ten wciąż był pochłonięty bójką
wirtualną w swoim PSP. Tylko pokręciłam głową po czym popatrzyłam
nieco przed siebie. Za płotem był mężczyzna, podejrzewałam, że to był nasz nowy
sąsiad. Siedział u siebie na tarasie i patrzył raz to na mnie, raz na
gazetę, którą trzymał w ręku. Lekko się uśmiechnął, po czym wstał. Kontakt
wzrokowy urwał brat, który przeklną dosyć głośno. Zapewne przegrał i
nie mógł przejść do kolejnego levelu. Ale i tak to sąsiada nie zraziło,
podszedł do płotu. Po chwili przemówił:
- Cześć dzieciaki, wy tu nowi, tak?
Dopiero wtedy Jared zorientował się, że ktoś stoi nieopodal niego.
- A dzień dobry panu. Tak nowi. Od wczoraj tu mieszkamy.
 Wybąkałam zamykając książkę, po czym usiadłam po turecku.
- Ja powinienem wam się na samym początku przedstawić.. Jestem
Shannon, Shannon Stewart.
- Miło nam pana poznać. Ja jestem Inez ,a to mój brat cioteczny Jared.
Po czym machnęłam ręką w stonę wirtualnego wojownika, który wciąż
milczał. Sąsiad się blado uśmiechnął. Był nie za wysoki, a włosy miał
dosyć krótkie i ciemne. Miał też dosyć charakterystyczne brwi, podkreślające brąz oczu i
niewielki zarost. Wyglądał według mnie dosyć sympatycznie. Tylko nie
wiedząc czemu Jared wciąż milczał. Posłałam mu spojrzenie sygnalizujące : " weź się w końcu
odezwij!" , ale poskutkowało?
- Tak, miło nam poznać. Ładny ma pan dom.
Przemówił przymuszony przeze mnie brat uśmiechając się nieco sztucznie. 
Czy on nie mógł palnąć większej głupoty? Ale ja już nie
chciałam tego komentować.
- Dziękuję ci. A wy to z okolicy czy zupełnie nie stąd?
- Przyjechaliśmy tu z dosyć daleka. Nie znamy tu wprawdzie nikogo, ale
mam nadzieję, że to się w najbliższym czasie zmieni - Po raz kolejny
odezwał się Jared.
- Rozumiem. A może byście wpadli do mnie z ciocią np. jutro wieczorem?
Zrobię grilla, ma do mnie przyjechać kilku znajomych. Miło by mi było
i was gościć, wy też możecie zyskać nowe mam nadzieję, znajomości.
Zdziwiłam się, skad wiedział z kim mieszkamy. Przecież ja, ani mój
brat nie mówiliśmy mu nic na te temat. Ale puszczając to mimo uszu
pokiwałam głową, co oznaczało : "tak, chętnie wpadniemy". Shannon uśmiechnął się do nas
i rzucił krótko :
- Do zobaczenia jutro! - W tym momencie się odwrócił i poszedł w
stronę swojego domu.
- Nie podoba mi się ten typ - Wymamrotał z siebie Jared patrząc na
mnie z wyrzutem.
- Ale o co ci się rozchodzi!? Normalny człowiek i się nawet
sympatyczny wydaje! - zdziwiłam się , marszcząc czoło
- No właśnie! Tym bardziej miły to tym bardziej dziwny i podejrzany!
- Ty to jednak jesteś głupi!
- Również i ty nie jesteś taka inteligentna. Nie bądź naiwna, nie
każdemu można ufać...
- W tym momencie miałam ochotę podejść do niego i go trzasnąć w twarz,
ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
Nie zwracajac uwagi na Jareda otworzyłam książkę.. Kątem oka zerknęłam w jego stronę. Zobaczyłam jak wyjmuje z paczki papierosa po czym go zapala. Wokoło niego rozszedł się dym.
- Jak ty możesz palić to świństwo! - wypomniałam mu po raz kolejny zamykając książkę. On tylko wzruszył ramionami, puszczając moją uwagę mimo uszu. Wstałam z leżaka, zabierając ze sobą swoją lekturę. Wróciłam do domu. Nie miałam wiele do roboty, właściwie to nic. Westchnęłam ciężko, po czym
usiadłam na kanapie w salonie zastanawiając się co można porobić.
- Może się przejdę na spacer? Dobrze mi by to zrobiło - pomyslałam po chwili namysłu. Uznałam to za bardzo dobry pomysł. Natychmiast wstałam i poszłam w stronę przedpokoju. Włożyłam szybko adidasy, załapałam za swój klucz od domu i wyszłam. Nie miałam zamiaru się tłumaczyć Jaredowi, że wchodze i w
dodatku gdzie. Ja go nigdy nie wypytywałam gdzie idzie, gdy wyłaził bez słowa. Zamknęłam za sobą furtkę i ruszyłam w prawo. Ominęłam dom nowo poznanego sąsiada Shannona. Wyjęłam z kieszeni telefon komórkowy by sprawdzić która godzina ..
- Jest po 10.10. Za jakąś godzinkę wrócę - Pomyślałam zerkając na swoją komórkę. Gdy tak szłam usłyszałam jakby coś ciężkiego upadło na ziemię. Spojrzałam przed siebie. Kilka metrów przed sobą ujrzałam jakąś dziewczynę. Zbierała z ziemi jakieś ksiązki i mase innych rzeczy , których z tej odległości określić
nie mogłam. Podeszłam do niej natychmiast, po czym pomogłam jej podnosić wszystko z chodnika.
- Dzięki, nie trzeba było. To tylko torba zerwała mi się, a że była otwarta to wszystko powypadało .
- Odezwała się dziewczyna. Miała krótkie, gęste i czarne włosy. Miała brązowe oczy, a jej twarz była szczuplutka. Lekko się do mnie uśmiechnęła, po czym poprawiła swoją dżinsową kurteczkę.
- Nie ma za co. Tak w ogóle na początku powinnam się przedstawić. Jestem Inez - przemówiłam, po czym dodałam - mieszkasz tu gdzieś niedaleko?
- Ja jestem Suzi. Mieszkam o tam! - machnęła ręką w stronę , z której szłam - jeszcze raz dziękuję za pomoc.
- Może cię odprowadzę? Ja też tu mieszkam, właściwie to od wczoraj.
- Tak? Bardzo możliwe, bo ciebie tu nigdy nie widziałam.
- Ruszyłyśmy w stronę jej domu. Mimo, że zamierzałam iść zupełnie gdzie indziej to przynajmniej już kogoś poznałam.
- A który to konkretnie dom? - dopytywała mnie Suzi
- Przy River Street 15 - odpowiedziałam bez wahania. Ominęłam słup.
- A, to wiem gdzie. Jest to bardzo ładny dom.
- Dziękuję. 
- Za nim się obejrzałyśmy stałyśmy przed domem Suzi. Był zielonkawy, a dach miał brązowy. Przez futrkę było widać , że ma w ogrodzie sporo kwiatów. Sprawiał bardzo miłe i sympatyczne wrażenie.
- Ja już muszę lecieć, przepraszam, że tak mało mogłyśmy porozmawiać. Chyba , że byśmy się jutro spotkały?
Zaproponowała mi dziewczyna uważnie się mi przyglądając. Zaraz się wymieniłyśmy numerami telefonów. Suzi weszła na swoje podwórko. Patrzyłam tak na nią , dopóki nie zniknęła mi z oczu zza drzwiami domu. Ruszyłam w kierunku, w którym poprzednio szłam. W sumie mieszkałam od nowej koleżanki kilka domków dalej. Wydawało mi się, że możemy nawiązać dobry kontakt. Ulica była pusta. Ani jednej żywej duszy. Przeszłam tego dnia niewiele, ale już mnie nogi bolały.
- Mam słabą kondycję .. - Pomyślałam gdy dochodziłam do Riven Street 15. Kiedy już byłam prawie w furtce spojrzałam w stronę domu, który był na przeciwko mojego. Zauważyłam jak ktoś stoi w oknie i mi się przygląda. Wytężyłam wzrok. To była pani Minerva. Pomachała mi gdy zauważyła, że ją zobaczyłam.
Odmachałam jej z uśmiechem. Kobieta ruchem ręki dała mi do zrozumienia , że mnie do siebie zaprasza. Bez większego zastanowienia ruszyłam w kierunku jej domu. Furtka była otwarta , więc bez problemu weszłam na podwórko, po czym zastukałam do drzwi. Nic, cisza. Zadzwoniłam dzwonkiem. Znów nic. Postanowiłam
sama wejść. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nieopodal mnie były schody na górę, którymi powoli schodziła staruszka.
- Przepraszam, że nie otworzyłam, ale trudno mi schodzić - przemówiła kobieta kiedy już bybła na ostatnim stopniu. Ja tylko pokiwałam głową.
Pani Minerva zaprosiła mnie do salonu,  a ja bez słowa weszłam do pomieszczenia. Było w starym stylu. Na suficie wisiał szklany żyrandol, na podłodze leżał wzorzysty dywan, a po środku stał stolik, kanapa i dwa fotele. Były one w dosyć oryginalnych złoceniach. Również w saloniku była masa innych rzeczy, których nawet nie mogę określić. Rozejrzałam się po raz kolejny i opadłam na fotel. Był bardzo miękki.
- To ja pójdę zrobić herbaty i przyniosę ciasto. Zajmie mi to chwileczkę - Przemówiła po dłuższej chwili ciszy kobieta,  znikając w kuchni.
- Co ja tu robię? - pomyślałam i oparłam się o oparcie fotela - no tak..  przyszłam odwiedzić samotną i znudzoną życiem staruszkę, dla której jedyną rozrywką jest zaproszenie rodziny na niedzielny obiadek i masze w kościele. Ale zrobię jej przyjemność i spędzę z nią czas.
W tym momencie do salonu weszła Pani Minerva z tacką w rękach. Natychmiast wstałam by jej pomóc i postawiłam wszystko na stolik. Po raz kolejny usiadłam. Na tacce był imbryk, dwie filiżanki, ciasto truskawkowe, talerzyki i łyżeczki do jedzenia. Wypiek wyglądał bardzo smakowicie, a na jego widok dopiero
zrozumiałam jaka byłam głodna. Ostrożnie nalałam herbaty do filiżanek, podsuwając jedną Staruszce.
- Więc nazywasz się Inez , tak? - Spytała mnie kobieta, bacznie obserwując mój każdy ruch.
- Tak, nazywam, Inez - Odparłam bez wahania biorąc łyk gorącej herbaty
- A wy nie jesteście stąd? Czy się mylę?
- Nie, zupełnie skąd indziej. Z resztą i tak często się przeprowadzamy.
- Tak się domyślałam. Macie inne zachowania itd. niż ci tutejsi ludzie.
- Bardzo jest to możliwe. A pani mieszka w takim dużym domu sama? Ja bym się bała - zaraz zmieniłam temat
- Nie boję się. Mieszkam tak od 40 lat, kiedy to mój mąż zmarł na raka płóca. A mu mówiłam, by przestał palić te świństwo, ale jak zwykle mnie nie słuchał. A to jego ulubione cygara - wskazała ręką na pudełeczko ładnie ozdobione, leżące też na stoliku - zawsze zapalał jedno i siadał w fotelu. Właśnie tym co ty.
- Wzdrygnęłam się lekko, ale nie dałam po sobie tego poznać. Pani Minerva pokroiła ciasto i położyła po kawałeczku na talerzyk. Wzięłam łyżeczkę i zaczęłam się powoli zajadać. Odgarnęłam z oczu włosy, po czym spytałam :
- Pani sama piekła to ciasto?
- Tak, sama. Najlepsze są wypieki domowe - odpowiedziała mi staruszka uśmiechając się do mnie.
- To powiem, że bardzo pyszne! Nigdy takiego dobrego nie jadłam!
- Miło mi to słyszeć.
- Kiedy zajadałam się ciastem, poczułam jak coś mnie smera w nogę. Na początku się przestraszyłam, ale kiedy spojrzałam w dół uspokoiłam się. Ujrzałam małego pieska, bodajże yorka.
- To pani ma psa? Nie szczekał nawet? - przemówiłam zdziwiona.
- Tak, nazywa się Ruby. Była na dworze, mogła cię nie słyszeć.
- Odpowiedziała obojętnie Pani Minerva, kiedy piesek wskoczył mi na kolana. Pogłaskałam go jedną ręką po głowie. Na widok mojego ciasta na talerzyku oblizał się. Uśmiechnęłam się do niego i dalej zaczęłam jeść.
                        Spojrzałam na duży zegar stojący w rogu. Otworzyłam szeroko oczy. Była godzina 15.07. Nawet nie wiedziałam, że tyle przesiedziałam u Pani Minervy. Tak miło się z nią rozmawiało, że straciłam kompletnie poczucie czasu. Dopiłam którąś już (chyba setną), filiżankę herbaty i wstałam z fotela jak poparzona. Spojrzałam w stronę staruszki i szybko dosyć powiedziałam :
- Ja już musze iść. Jest już dosyć późno, powinnam już wracać. Dziękuję pani za gościnę. Naprawdę miło spędziłam czas.
Kobieta pokiwała głową i pomachała na pożegnanie. Wybiegłam z domu, po czym wyjęłam komórkę. Miałam ją wyciszoną, więc nie słyszałam, że kilka razy dzwoniła do mnie ciocia Megan i Jared. Chwilkę później już byłam w swoim domu. Zamknęłam za sobą drzwi, ale już w przedpokoju napadła na mnie ciocia :
- Gdzie byłaś!? Dzwoniliśmy do ciebie!
- Spojrzałam w jej stronę. Zaraz koło niej pojawił się Jared , który przytaknął:
- No własnie! Gdzie byłaś!?
- A ty się nie licytuj bo lepszy nie jesteś! - Zawołałam do niego. Najwidoczniej zbiłam go z tropu bo więcej na ten temat nie powiedział.
- Więc dowiem się, gdzie byłaś? - Dopytywała się ciocia, kiedy weszłam do kuchni
- Siedziałam u Pani Minervy, tej co mieszka na przeciwko. Zagadałam się i straciłam poczucie czasu. To naprawdę bardzo miła kobieta.
Powiedziałam na swoją obronę. Cioca Megan tylko poturlała oczami po suficie i usiadła przy stole.
- A słyszałaś o tym naszym nowym sąsiedzie? Zapraszał nas do siebie jutro?
- Zaraz znów się odezwałam do ciotki i usiadłam na blacie.
- Tak, spotkałam go. Mamy u niego być na 14.20. Bardzo miły człowiek, nawet przystojny? - odpowiedziała . Jared pokręcił głową nad głupotą ostatniego słowa matki i zalał sobie herbatę. Widac było, że jest zirytowany.
- Czy ja wiem? Nawet nawet .
- Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z kuchni. Poszłam po schodach na górę do swojego pokoju. Położyłam komórkę na biurku, po czum otworzyłam drzwi na
balkon. Był niewielki, ale jak dla mnie w sam raz. Oparłam się o poręcz i patrzyłam przed siebie. Naprzeciwko mnie był dom Shannona. Przyglądałam się jednemu z okien, centralnie obok jego balkonu. Były w nim żaluzje do połowy opuszczone. Kiedy tak bezczelnie gapiłam się w jego stronę ujrzałam w nim czyjś cień. Ktoś najwyraźniej mi zamachał. W sumie się na początku przestraszyłam, ale odmachałam
- To zapewne Shannon ... - pomyślałam odwracając wzrok.
                          Było sporo po północy. Siedziałam sobie spokojnie w swoim łóżku pochłonięta książką.
Na półce nocnej paliła się lampka, a gdzieś w tle cykał zegarek stojący na szafce. Przekręciłam kolejną stronę.
Tą ciszę i spokój przerwał mój telefon, który dał znać, że trzeba go naładować. Leniwie ruszyłam się z łóżka i
poszłam w stronę biurka, po czym z jego szuflady wyjęłam ładowarkę. W domu panowała niezmierna cisza, co oznaczało, że reszta domowników poszła spać. Szybko podłączyłam telefon. Spojrzałam w stronę okna
przypominając sobie, że go nie zasłoniłam. Kiedy już do niego podeszłam i złapałam za zasłonę coś przykuło moją uwagę. Spojrzałam przez szybę i ujrzałam Shannona. Niósł coś ciężkiego i czarnego. Wyglądało mi to na worek, ale nie byłam niczego pewna. Byłam ciekawa co w tym worze mogło się znajdować i co sąsiad robił o tej porze z tym czymś? Obserwowałam jego każdy ruch jaki wykonał. Wyszedł na ulice i podszedł do samochodu. Wrzucił do bagażnika swojego Jeppa ciemny bagaż, po czym sam wsiadł do auta. Minęła chwila i odjechał. Przez jeszcze kilka minut stałam tak w oknie, po czym zasunęłam zasłonę i skierowałam się do łóżka. Okryłam się starannie kołdrą. Mimo, że było lato, czułam, że jest mi dziwnie zimno.
Nie miałam najmniejszej ochoty na spanie, więc rozejrzałam się po pokoju, szukając natchnienia na jakieś zajęcie. Niestety żadnego nie znalazłam. Zrezygnowana sięgnęłam po swojego laptopa i jak od niechcenia sprawdziłam pocztę e-maile. Zero nowych wiadomości, o ile nie muszę liczyć kilku spamów i reklam. Jakby z nudów weszłam na stronę internetową z grami online.
Kiedy próbowałam w jednej z nich zestrzelić jakiegoś potworka usłyszałam pisk opon. To mnie kompletnie
dezorientowało i przegrałam ten level. Zerknęłam na telefon, była prawie 02.30. Wstałam z łóżka i podbiegłam do okna, by sprawdzić co za kretyn zdarł w samochodzie opony. Zobaczyłam jak z Jeppa wysiada Shannon. Mocno trzasną drzwiami i rozglądając się dookoła, jakby się czegoś bał, wbiegł do swojego domu.
- Idę spać... tak, to dobry pomysł - pomyślałam odkładając laptopa na swoje miejsce. Weszłam do łóżka. Odleciałam od razu. 

piątek, 1 listopada 2013

rozdział 1 - początek czegoś niewiadomego

Cześć. Na początku się pare słów ode mnie. Jestem blogerką już od ok. 5 lat. Długi czas nie prowadziłam tego typu blogów jak ten. Tak więc stwierdziłam, że znów taki założę. Na Bloggerze prowadzę jeszcze jednego bloga. Miałam już wcześniej pare blogów, cieszących się powodzeniem, ale prędzej czy później wszystko się kończy. Z góry przepraszam za treść - mam na myśli płynność tekstu. Chodzi mi tu o akapity i dialogi. Niestety nie da się tego poprawić. Ale mimo to, mam nadzieję, że będzie ok.
Zapraszam do czytania.
Tosiak.
***
        To był początek lata.Do pokoju wniosłam ostatnią swoją czarną walizkę. W pomieszczeniu jeszcze nie było perfekcyjnego porządku, ale było to do zrealizowania.Usiadłam na brzegu dużego łóżka, po czym ciężko westchnęłam i przetarłam oczy,zapominając o tym, że na twarzy mam makijaż. Tak naprawdę powinnam zacząć od tego jak się nazywam. Otóż.. jestem Inez, Inez Olsen. Mam dość nietypowe imię. Wybrała mi je moja świętej pamięci mama, której nawet nie mogłam poznać. Zaraz po moim urodzeniu zmarła. Wychowywała mnie moja ciocia (siostra mamy),gdyż mój ojciec przestraszył się ciąży i uciekł. Nikt więcej go nie widział. Był zwyczajnym tchórzem. Można było powiedzieć, że byłam sierotą, gdyż człowiek, który dał mi życie, ale nie uczestniczy w nim, jest właściwie obcym człowiekiem. W tym roku ukończyłam 17 lat. Z wyglądu jestem nie za wysoką rudowłosą dziewczyną. Mam dosyć duże zielono-brązowe oczy i nieco bladą karnację. Nigdy nie przepadałam za swoim wyglądem.Zawsze miałam co do niego jakieś "ale".Zawsze podziwiałam urodę mojej mamy. Na jednym ze zdjęć, jakie mi po niej zostały, jej uroda mogłaby zdobić okładki czasopism dla kobiet. Była piękna,jej włosy oplatały delikatnie zarysowaną twarz, a niesamowicie duże oczy sprawiały, ze nie można było oderwać od niej wzroku.I ja odziedziczyłam po niej właśnie te oczy, które są jedyną rzeczą, z jakiej jestem dumna, jeśli o mój wygląd chodzi.Lecz wróćmy do mojej aktualnej sytuacji. Dziś przeprowadziłam się z moją wcześniej wspomnianą ciocią i jej starszym ode mnie o rok synem Jaredem. Zamieszkaliśmy w domu z piętrem w spokojnej okolicy, przy ulicy River Street 15 w miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych.Siedząc tak na łóżku, patrzyłam się bez najmniejszego sensu w podłogę.Gdybym mogła wzrokiem dziurawić przedmioty, już dawno podłogę zdobiłaby piękna dziura pokaźnych rozmiarów.. Tą ciszę, brak jakiegokolwiek ruchu przerwał Jared , który właśnie wpadł do mojego nowego pokoju.
- Jak ci się tu podoba?
Spytał znienacka patrząc na mnie pytająco. Wzruszyłam ramionami,smętnie odpowiadając :
- Przyznam, że nawet tu sympatycznie, aczkolwiek wolałabym zostać tam, gdzie mieszkaliśmy wcześniej.A ty jakiego jesteś zdania?
- Czy ja wiem? - Jared westchnął - Jestem chyba podobnego zdania co ty.
Bardzo go lubiłam, mam tu na myśli Jareda. Zawsze potrafił mnie pocieszyć i dać mi dobrą radę. Znał mnie tak dobrze jak nikt. Był dla mnie nie tylko przyjacielem, traktowałam go jak rodzonego brata. On także zawsze o mnie dbał i bronił mnie jak swoją młodszą siostrzyczkę. Miał styl rockowy. Jego włosy były nieco dłuższe i jak się nie ogolił, miał lekki zarost. To mu zdecydowanie dodawało uroku.Naszą dosyć krótką rozmowę przerwało wołanie ciotki Megan, które dochodziło z parteru:
- Chodźcie na dół na jedzenie! Zamówiłam pizze!
 Na te ostatnie słowo, Jared zbystrzał się i już zaraz go nie było w moim pokoju. Ja natomiast wstałam leniwie chwilę później, tak jakbym nie była ani trochę głodna, a byłam.Coś mocno ściskało mnie w żołądku. Wolnym krokiem zeszłam po schodach, po czym skierowałam się w kierunku kuchni. Chwilkę później już się w niej znalazłam. Już w progu czułam apetyczny zapach pizzy. Bez problemu rozpoznałam jej smak ..
- Salami - pomyślałam - tak! to na pewno salami! 
Wcale się nie pomyliłam. Gdy usiadłam do stołu kątem oka popatrzyłam na przepyszną przekąskę, która spoczywała w kartonowym opakowaniu. Sięgnęłam przez stół po jeden trójkącik, po czym go zaatakowałam, biorąc do buzi kawałek.
- Jeszcze tylko teraz musimy się do końca wypakować i będziemy mieli to z głowy. Wypada też się zapoznać z sąsiadami. Jak uważacie?
Przemówiła ciocia Megan, kiedy przełknęła kawałek pizzy.
- W sumie to racja. Wypada ich poznać.- Przytaknął Jared z pełnymi ustami jedzenia, przy czym prawie się zadławił. Sprawiało to dosyć zabawny widok.Wzięłam łyk soku pomarańczowego i popatrzyłam w stronę okna.Wychodziło one na niewielki obszar ogródka, gdzie znajdował się niski płotek, za którym stał kolejny dom. Był biały, a jego czerwony dach przy mocnym słońcu raził w oczy. Odgarnęłam z czoła pasmo moich rudych włosów. Ciocia, uważnie mi się przyglądając , spytała:
- Co tak patrzysz w te okno?
- A tak sobie jakoś.. - wzruszyłam obojętnie ramionami - ciekawe kto tam mieszka?
Powiedziałam po chwili ciszy odwracając wzrok od okna. Ciocia Megan była dla mnie jak matka. Miała długie brązowe włosy, które prawie sięgały do pasa.Z zawodu była księgową, właśnie dostała nową i lepszą pracę.To był oczywiście jeden z powodów, dla których musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania. Jej praca pochłaniała prawie całe dnie, ale starała się znaleźć czas dla mnie i Jareda.             
Kiedy już chciałam wziąć kolejny kęs mojego ulubionego obiadu,wszyscy, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Zbystrzałam się i popatrzyłam w stronę wyjścia z kuchni, po czym zerknęłam pytająco na pozostałych domowników. Ciocia bez słowa wstała i ruszyła w stronę drzwi. Jared popatrzył na mnie pytająco swoimi dużymi oczyma, a ja tylko wzruszyłam ramionami.Usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają. Po chwili wstałam z krzesła i już byłam na przedpokoju, by sprawdzić, kto przyszedł. Mój brat cioteczny powlókł się za mną jak cień i stanął obok. W progu drzwi stała starsza pani z siwymi włosami.Na jej nosie spoczywały okulary, a na jej twarzy był przylepiony blady uśmiech. Już z tej odległości poczułam zapach jej różanych perfum zmieszanych z mydłem w kostce. Po dłuższej chwili ciszy w końcu staruszka odezwała się:
- Dzień dobry moi mili. Jesteście nowymi sąsiadami, więc wypadało do was zawitać z ciastem powitalnym - wskazała wzrokiem na pyszną szarlotkę, którą miała w rękach - ja mieszkam na przeciwko.
- Dzień dobry pani, bardzo dziękujemy za fatygę. Może się przedstawimy...ja jestem Megan Robinson, a to mój syn.- Przemówiła ciocia, patrząc w stronę Jareda. Razem z nim powoli podeszłam do drzwi.- A to jest moja siostrzenica Inez , Inez Olsen - zaraz dodała ciotka
- Miło tak więc was poznać. Ja jestem Minerva Simons. Z chęcią poświęciłabym wam więcej czasu, lecz zaraz wychodzę z wnuczkiem do lekarza więc zostawię wam tylko ciasto- Odezwała się sąsiadka po wysłuchaniu tego co mówiła ciocia,  po czym wręczyła mi do rąk ciasto.
- Do zobaczenia!- Rzuciła ciotka.
Pani Minerva odwróciła się i ruszyła w stronę furtki. Przez chwilę tak na nią patrzyliśmy, po czym Jared zamknął drzwi.Popatrzyłam z apetytem na szarlotkę, pachnąca tak, że aż ciekła ślinka. Zaniosłam ja do kuchni i postawiłam na stole, koło pustego pudełka po pizzy. Zaraz po mnie do pomieszczenia weszli Jared wraz z ciocią Megan.
- Miła staruszka, nie?- Przemówił chłopak. Już zrobił susa w stronę stołu by sięgnąć po kawałek ciasta, ale w ostatniej chwili go powstrzymałam.
- Jared! To jest na później!- Oburzyła się ciocia, wstawiając smakołyk do lodówki. Brat nieco naburmuszony rzucił mi oskarżycielskie spojrzenie, a ja tylko po cichu parsknęłam śmiechem. Obeszłam stół i usiadłam na krześle,powracając do wcinania swojego kawałka pizzy.
- Wszystko się zapowiada dobrze ..- Pomyślałam, przełykając jedzenie. Po raz kolejny odgarnęłam włosy z czoła.                                             
Wyszłam z kuchni po udanym posiłku i wybrałam się do swojego pokoju. Idąc po schodach, poczułam jak zaczynam lecieć do tyłu. Jared wbiegający obok, lekko mnie popchnął.Zauważyłam, jak na jego twarzy pojawił się lekko złośliwy uśmieszek.W ostatniej chwili złapałam się poręczy. Jeszcze zdążyłam mu krzyknąć:- A chcesz dostać z liścia!?- Pokręciłam tylko głową, dalej wspinając się po schodach. Weszłam do swojego pokoju, a za sobą zamknęłam drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany miały kolor chińskiej róży, a meble były z ciemnego drewna. Wisiało kilka zdjęć i plakat Nirvany. W rogu stała moja klasyczna gitara, a obok niej w futerale spoczywał elektryk. Uśmiechnęłam się do swojego sprzętu, chociaż mogłoby się to wydać głupie czy dziwne. Skierowałam swój wzrok na jeszcze niewypakowaną czarną walizkę , która stała po środku pokoju. Podeszłam do niej , po czym ją otworzyłam. Miałam w niej kilka ubrań, pozostałe kosmetyki i kilka albumów ze zdjęciami . Zaraz się zabrałam za robotę.Chodziłam po całym pokoju porządkując nowo przywiezione rzeczy. Kiedy sięgnęłam po ostatni album , wypadło jedno zdjęcie. Natychmiast je podniosłam. Przyjrzałam mu się uważnie. Na fotografii widniała moja mama. Była rozpromieniona, a jej oczy się śmiały. Od razu cieplej mi się zrobiło na sercu. Bez zastanowienia postawiłam zdjęcie na półce,opierając je o książki i przystawiając porcelanową figurką baletnicy.Patrzyłam jeszcze na fotkę przez chwilę po czym wsunęłam walizkę pod łóżko by nie zagracała pomieszczenia. Wzięłam głęboki wdech i wydech.
- Teraz to już jest mój pokój!- Powiedziałam sama do siebie rozglądając się dookoła z uśmiechem na twarzy.
- Sama do siebie gadasz?
 Nagle usłyszałam za swoimi plecami i natychmiast odwróciłam się napięcie. Nie zauważyłam, że w drzwiach stał Jared z głupkowatym uśmiechem przylepionym do twarzy. Sięgnęłam po poduszkę z łóżka i z całej siły cisnęłam nią w chłopaka, chichocząc pod nosem.
- A ty nie masz lepszych zajęć? Znajdź sobie bardziej kreatywny sposób na spędzanie czasu zamiast stać tu i się cieszyć.- Przemówiłam z udawanym zbulwersowaniem w głosie.
- Jak widac nie mam innych pomysłów. Co powiesz na małe rozejrzenie się po okolicy? Trzeba sie zapoznać z nowym otoczeniem.
 Spojrzał na mnie pytająco, po czym odrzucił poduszkę na łóżko.
- Niezły pomysł. No dobrze. To w takim razie zaraz przed domem, ok?
 Chłopak pokiwał głową i już go nie widziałam. Wzięłam z biurka swoją komórkę i schowałam do kieszeni. Można było uznać, że już byłam gotowa do wyjścia. Zbiegłam na dół i wcisnęłam na stopy swoje ukochane czarne trampki. Bez słowa wybiegłam przed dom, gdzie już czekał na mnie Jared. Ruszyliśmy przed siebie. Rozglądałam się nic nie mówiąc, z ciekawością w oczach. Domy były tu naprawdę śliczne, jakby wyjęte z pięknej bajki. Ale i tak uważałam, że nasz był najładniejszy w okolicy. Był szary, porośnięty roślinami ze spadzistym dachem, nietypowymi oknami. Takich nikt nie miał, przynajmniej w okolicy.
- Co nic nie mówisz? To do ciebie nie podobne bo normalnie ci sie twarz nie zamyka.
Odezwał się w końcu Jared z ciekawością w głosie, kiedy ominęliśmy kilka budynków. Ja tylko wzruszyłam ramionami, nic nie odpowiadając.Jednak chłopak nadal oczekiwał odpowiedzi. Ale ja milczałam, nie wiem nawet czemu. Patrzyłam w niebo, które powoli stawało się coraz ciemniejsze. Nadchodziła noc. Komary zaczynały już ciąć. W pewnym momencie niczego nie świadoma zostałam pociągnięta za rękę przez Jareda na drugą stronę ulicy. Popatrzyłam zdziwiona na chłopaka.Weszliśmy do jakiegoś sklepu, zorientowałam się, że to był spożywczy.Brat stanął przy kasie coś mówiąc do sprzedawczyni. Czekałam na niego po środku sklepu uważnie przyglądając się lampie na suficie, która co chwilkę mrugała jakby miała zaraz zgasnąć.
- Masz, truskawkowe. To twoje ulubione o ile się nie mylę
 Powiedział Jared, po czym podał mi lody na patyku. Uśmiechnęłam się do niego.
- Dzięki. Dużo o mnie wiesz - odpowiedziałam z nieukrywanym rozczuleniem w głosie. Taki drobiazg, a tyle dla mnie znaczy. Wyszliśmy ze sklepu, a opakowanie po słodyczach wyrzuciłam do pobliskiego kosza na śmieci. Razem z bratem stwierdziliśmy, że wrócimy do domu.Droga powrotna zajęła nam kilka minut. Nie miałam już ochoty na zwiedzanie okolicy. Ogarnął mnie melancholijny nastrój i wracało zbyt wiele wspomnień...                       Weszłam do domu i zdjęłam trampki. Spojrzałam ukradkiem na zegar wiszący na ścianie, było trochę po 18.30. Poczułam w powietrzu zapach czegoś smacznego. Weszłam do kuchni. Na stole stało źródło tej pysznej woni. Były to babeczki z czekoladą, takie jakie lubię najbardziej.Ciocia robiła je w każdą niedzielę. Także i dziś- No właśnie , gdzie ciotka Megan?- Pomyślałam rozglądając się. Weszłam do salonu, tam na kanapie ją znalazłam. Czytała książkę, przy zapalonej lampie. Kobieta popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się. Skinieniem głowy udzieliła mi pozwolenia na skosztowanie babeczek. Zaraz zniknęłam jej z oczu,byłam w kuchni. Tam już urzędował Jared opychający się domowym wyrobem.
- Żarłok!- Przezwałam go ironicznie, sięgając po babeczkę. Była pyszna. Zawsze ten wypiek cieszył się u nas w rodzinie dużą popularnością. Cóż się dziwić? Było wręcz perfekcyjne! Uśmiechnęłam się do swoich myśli i opadłam na wolne krzesło.                                              
Godzina 20.30. Już siedziałam w łóżku studiując wieczorną lekturę- "Mały Książę". Zawsze lubiłam tą książkę. Nawet czytając ją po raz 60 nie nudziłam się przy niej. Za każdym razem zaskakiwała mnie tak, jakbym czytała ją po raz pierwszy.Pisana tak fajnym językiem, tak ładnie wydana... Jak mogło by być inaczej?Podobno moja mama też ją uwielbiała. Bardzo żałuję, że jej nie znałam.Wiele straciłam, tracąc matkę. Wiem, że nie dowiem się nigdy jak to jest mieć mamę, przytulać się, przychodzić do niej z każdym problemem.Ciocia Megan się stara, wiem o tym. Ale wciąż myślę, jakby moje życie wyglądało, gdyby mama żyła.Przekręciłam stronę. Gdy zaczynałam czytać kolejne zdanie litery zaczęły mi się nieco rozmazywać. Zdecydowanie byłam śpiąca.Miałam za sobą dosyć długi dzień, więc co się dziwić? Ziewnęłam leniwie. Założyłam książkę zakładką, zamknęłam ją i położyłam na półce nocnej. Lampki nie gasiłam, gdyż nigdy nie przepadałam za ciemnością. Bałam się jej, mimo, że w końcu te 17 lat miałam ukończone. Może się to wyda dziwne lub banalne, ale jednak osoby nawet prawie dorosłe lub dorosłe też mogą się bać jak dzieci,  z tym, że one mają większą wyobraźnię. Wtuliłam się w poduszkę i okryłam kołdrą. Jednak nie mogłam zasnąć. Przekręcałam się z boku na bok, nie mogąc się zdecydować, co dalej robić.Po kilkunastu minutach mocowania się z kołdrą i poduszką, ułożyłam się i zasnęłam bez zastanowienia.

Byłam w przedziwnym pokoju. Był cały w kolorze krwawej czerwieni.Siedziałam na krześle. Przed sobą miałam czarne drzwi, zza których dobiegały mnie wrzaski, piski i płacz. Patrzyłam w tamtą stronę, nadal bez ruchu. Później głośne stuknięcie, jakby ktoś czymś ciężkim cisnął o podłogę. Krzyki ustały. W pewnym momencie drzwi z hukiem się otworzyły. Nagle zrobiło się wszędzie czarno. Zmrużyłam oczy i przed sobą ujrzałam ciemno ubraną osobę,której diaboliczne i duże oczy patrzyły na mnie z wielką zawiścią. Ten wzrok mnie przeraził. Chciałam wstać z krzesła, lecz nie mogłam , zaczęłam krzyczeć ... Siedziałam na łóżku , serce mi strasznie szybko biło. To był na szczęście tylko zły sen. Odgarnęłam pasmo włosów z twarzy.Spojrzałam na budzik, który wskazywał 4 rano. Za oknem było już w miarę widno. Przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Nie zakładając kapci przeszłam na bosaka przez pokój do okna. Zobaczyłam kawałek ulicy. Obok na chodniku stała latarnia świecąca na biały jaskrawy kolor.Co chwila mrugała jakby chciała coś mi powiedzieć. Westchnęłam i wróciłam do łóżka. Okryłam się kołdrą i znów starałam się zasnąć.Tym razem nic mi się nie śniło...